Właściwie brakowało tylko Wieży Eiffla, żebyśmy tym razem mogli się poczuć jak w Paryżu :) A to za sprawą turystów z Francji, którzy upodobali sobie nasz hotel (albo my ich :-) ). Podobny klimat językowy udzielał się zatem i obsłudze, tak że można się było w całkiem normalnej hotelowej stołówce poczuć jak w luksusowej restauracji.
Jeśli zaś chodzi o faunę to dominowały młode sikorki stroszące piórka przy wodopoju. Ich francuskie trele wabiły okolicznych samców, których pojawienie się w pobliżu wzbudzało natychmiastowe wyciąganie w górę dziubków i tańce na paluszkach w celu przyciągnięcia i zatrzymania ich uwagi. Zwabione urokami samczyki podążały za sikorkami pojedynczo lub w grupach (starsze samce oszczędniej – tylko wzrokiem) i pomagały samiczkom w kąpieli, szczególnie w przełamaniu początkowego strachu przed gwałtownym zanurzeniem się w wodzie. Po zmroku tańce godowe nabierały odwagi, przyjmując postać klasycznego bootyshakingu. Grupy samic i samców łączyły się również by wspólnie odtańczyć jeden z układów, którego znajomość potwierdzała przynależność do stada.
No a potem wszyscy szli spać, bo mama kazała wracać przed pierwszą, a w internecie już nic ciekawego nie było. Czytała Krystyna Czubówna ;-)
No i jak zwykle muzyczna pocztówka z tego wyjazdu.
+There are no comments
Add yours